sobota, 12 października 2013

Chcąc „wtopić się w tłum”, jak to Mańka określiła, wybrałam się do szkoły w jeansach, swoich ulubionych „lakierkach”, bluzie dresowej, bez makijażu, a włosy związałam w koński ogon. Na miejscu zdziwiłam się. Oczywiście, pod wskazaną w sekretariacie salą, czekała grupka młodych osób, ale im raczej nie w głowie był sportowy styl. Królowały: koturny, obcasy, mini, mocne makijaże, kolczyki w wargach i nosach, czasami w łuku brwiowym. Moje „wkrętaki” w uszach wyglądały jakby nie na miejscu. Podparłam ścianę i czekałam na rozpoczęcie zajęć, które już były opóźnione z dobre 15 minut.
- Cześć uczennico – stanęła przede mną zdyszana Mania. - Ocho, widzę, że chmury gradowe nadciągają. Rozchmurz się, bo mi słońce na dworze przegonisz.
- Ta szkoła to nie jest dobry pomysł. Spójrz, to są same dzieciaki.
- A ty co, menopauzę już przechodzisz, że tak odczuwasz różnice pokoleniowe?
- Ha ha ha koń by się uśmiał...
Nauczyciel spóźnił się w sumie ponad pół godziny. Szedł z kwaszoną miną, zaspany, ziewając całą buzią nie zasłaniając jej nawet, a w ręku trzymał kubek termiczny z kawą. Otworzył salę lekcyjną, usiadł za biurkiem i ani be, ani me. Żadne przepraszam ani nic. Zapatrzył się przez okno i popijał kawę. Po upływie kolejnych 15 minut zaczął sprawdzać listę obecności. Po wypełnieniu dziennika spojrzał wreszcie na nas.
- To jest przedmiot: teoria masażu. Przed nami kilka spotkań. Dzisiejsze jest typowo organizacyjne. Czy mają państwo jakieś pytania? - odpowiedziała cisza na sali. - W takim razie jesteście wolni. Do zobaczenia następnym razem. - I wyszedł.

Tego dnia mieliśmy mieć jeszcze jeden przedmiot, ale musieliśmy czekać na niego teraz 2 godziny. Co za fatalna organizacja! 
- Nic dziwnego, że ludzie po szkołach nie mają pracy, jak tak kiepsko w tych szkołach uczą – powiedziałam do Mani.
- Wyluzuj, to dopiero początek. Może będzie jeszcze fajnie. Chodź zapoznamy się z grupą. 
Przez wymuszoną przerwę, w wyniku niechęci nauczyciela do nauczania, nasłuchałam się od nowych koleżanek i kolegów o „rąbaniu”, „łojeniu”, „grzaniu”, „pawianiu”, „nosowaniu”, „norkowaniu” i innych określeniach nocnych zabaw, których nie byłam nawet w stanie wymówić. 
- Masakra! - rzekłam do Mańki. 
- Śmiesznie jest – Mania miała niezły ubaw. - Co już zapomniałaś jak to jest mieć 20 lat? 
- Ale ja się tak nie zachowywałam.
- Każdy pamięta się jak najlepiej, a parę grzeszków ma na sumieniu. Ale to przecież nic złego.

Gdy Mania poszła do łazienki podeszła do mnie niewysoka, szczupła pani. Na oko miała jakieś 50 lat. 
- Przepraszam, szukam grupy masażu...
- To my. Nauczyciel przyszedł na 5 minut, sprawdził obecność i poszedł. Pominę już, że spóźnił się ponad pół godziny.
- To dobrze, niewiele mnie minęło. W sumie, w sekretariacie mówili, że to organizacyjne zajęcia – ciekawe, bo mnie jakoś nikt o tym nie poinformował. Może bym się nie zrywała tak szybko z łóżka.
- A pani też tutaj?
- Tak. Przez wiele lat zajmowałam się domem i dziećmi. Mąż pracował na tirze. W domu bywał tylko weekendami, ale dobrze zarabiał. Teraz znalazł sobie, jak to mówią, "młodszy model", a ja zostałam z niczym. Przyszłam się więc doszkolić. Moja mama miała kiedyś salon masażu, dużo mnie nauczyła, ale dziś bez szkoły nie chcą mnie zatrudnić nigdzie. Postanowiłam więc otworzyć własny salon. Można dostać dofinansowanie unijne. Ale muszę mieć kwalifikacje.
- Tylko ta szkoła nie zapowiada się ciekawie.
- Tak? Moja znajoma tu kończyła i była zadowolona.
- Sama nie wiem. Mnie koleżanka namówiła, aby tu przyjść, aby zdobyć nowy zawód, coś nowego się nauczyć. Ale może to nie dla mnie?
- Eee tam, damy radę. Zresztą widziałam, że tutaj różne ciekawe kursy organizują. Ja już zapisałam się na kilka. W miarę możliwości będę rozwijała salon. Miałam gdzieś tutaj ulotkę. Zaraz, zaraz...oooo, proszę – ulotka zawierała wykaz kursów jakie można odbyć będąc uczniem tej szkoły: rysunek, malarstwo, kosmetyka, wizaż... 
- Czy mogę to pożyczyć? Zaciekawiło mnie... 
- Pewnie, ja mam jeszcze jedną. Nie trzeba oddawać. Zresztą wszystko jest w tych internetach. Ja się nie znam na tym, ale uczę się powoli – popatrzyłam na tę uśmiechniętą kobietę i zrobiło mi się głupio. Dostała niezłego kopniaka od życia, a mimo to nie marudzi, jest pogodna. Szuka dla siebie rozwiązania. Ma pomysł i dąży do jego realizacji. Ja ja co? Jestem źle nastawiona i negatywnie oceniam nie dając nawet szans na rozwinięcie się tematu. A przecież pewna mądra staruszka powiedziała mi:
„Rzeczywistość daje nam różne możliwości, a to my decydujemy czy z nich skorzystamy"


- Stanisława jestem – moja rozmówczyni wyciągnęła do mnie rękę. - Znajomi jednak często mówią do mnie Stasia, albo Basia. Śmiesznie, co?
- Majka – podałam rękę i się uśmiechnęłam. - Bardzo ładnie.
Może jednak ta szkoła to nie taki głupi pomysł? Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz