Chcąc „wtopić się w
tłum”, jak to Mańka określiła, wybrałam się do szkoły w
jeansach, swoich ulubionych „lakierkach”, bluzie dresowej, bez
makijażu, a włosy związałam w koński ogon. Na miejscu zdziwiłam
się. Oczywiście, pod wskazaną w sekretariacie salą, czekała
grupka młodych osób, ale im raczej nie w głowie był sportowy
styl. Królowały: koturny, obcasy, mini, mocne makijaże, kolczyki w
wargach i nosach, czasami w łuku brwiowym. Moje „wkrętaki” w
uszach wyglądały jakby nie na miejscu. Podparłam ścianę i
czekałam na rozpoczęcie zajęć, które już były opóźnione z
dobre 15 minut.
- Cześć uczennico –
stanęła przede mną zdyszana Mania. - Ocho, widzę, że chmury
gradowe nadciągają. Rozchmurz się, bo mi słońce na dworze
przegonisz.
- Ta szkoła to nie jest
dobry pomysł. Spójrz, to są same dzieciaki.
- A ty co, menopauzę już
przechodzisz, że tak odczuwasz różnice pokoleniowe?
Nauczyciel spóźnił się
w sumie ponad pół godziny. Szedł z kwaszoną miną, zaspany,
ziewając całą buzią nie zasłaniając jej nawet, a w ręku
trzymał kubek termiczny z kawą. Otworzył salę lekcyjną, usiadł
za biurkiem i ani be, ani me. Żadne przepraszam ani nic. Zapatrzył
się przez okno i popijał kawę. Po upływie kolejnych 15 minut
zaczął sprawdzać listę obecności. Po wypełnieniu dziennika
spojrzał wreszcie na nas.
- To jest przedmiot:
teoria masażu. Przed nami kilka spotkań. Dzisiejsze jest typowo
organizacyjne. Czy mają państwo jakieś pytania? - odpowiedziała
cisza na sali. - W takim razie jesteście wolni. Do zobaczenia
następnym razem. - I wyszedł.
Tego dnia mieliśmy mieć
jeszcze jeden przedmiot, ale musieliśmy czekać na niego teraz 2
godziny. Co za fatalna organizacja!
- Nic dziwnego, że ludzie po szkołach nie mają pracy, jak tak kiepsko w tych szkołach uczą – powiedziałam do Mani.
- Wyluzuj, to dopiero początek. Może będzie jeszcze fajnie. Chodź zapoznamy się z grupą.
Przez wymuszoną przerwę, w wyniku niechęci nauczyciela do nauczania, nasłuchałam się od nowych koleżanek i kolegów o „rąbaniu”, „łojeniu”, „grzaniu”, „pawianiu”, „nosowaniu”, „norkowaniu” i innych określeniach nocnych zabaw, których nie byłam nawet w stanie wymówić.
- Masakra! - rzekłam do Mańki.
- Śmiesznie jest – Mania miała niezły ubaw. - Co już zapomniałaś jak to jest mieć 20 lat?
- Ale ja się tak nie zachowywałam.
- Każdy pamięta się jak najlepiej, a parę grzeszków ma na sumieniu. Ale to przecież nic złego.
- Nic dziwnego, że ludzie po szkołach nie mają pracy, jak tak kiepsko w tych szkołach uczą – powiedziałam do Mani.
- Wyluzuj, to dopiero początek. Może będzie jeszcze fajnie. Chodź zapoznamy się z grupą.
Przez wymuszoną przerwę, w wyniku niechęci nauczyciela do nauczania, nasłuchałam się od nowych koleżanek i kolegów o „rąbaniu”, „łojeniu”, „grzaniu”, „pawianiu”, „nosowaniu”, „norkowaniu” i innych określeniach nocnych zabaw, których nie byłam nawet w stanie wymówić.
- Masakra! - rzekłam do Mańki.
- Śmiesznie jest – Mania miała niezły ubaw. - Co już zapomniałaś jak to jest mieć 20 lat?
- Ale ja się tak nie zachowywałam.
- Każdy pamięta się jak najlepiej, a parę grzeszków ma na sumieniu. Ale to przecież nic złego.
Gdy Mania poszła do
łazienki podeszła do mnie niewysoka, szczupła pani. Na oko miała jakieś 50 lat.
- Przepraszam, szukam grupy masażu...
- Przepraszam, szukam grupy masażu...
- To my. Nauczyciel
przyszedł na 5 minut, sprawdził obecność i poszedł. Pominę już,
że spóźnił się ponad pół godziny.
- To dobrze, niewiele mnie
minęło. W sumie, w sekretariacie mówili, że to organizacyjne
zajęcia – ciekawe, bo mnie jakoś nikt o tym nie poinformował.
Może bym się nie zrywała tak szybko z łóżka.
- A pani też tutaj?
- Tak. Przez wiele lat
zajmowałam się domem i dziećmi. Mąż pracował na tirze. W domu
bywał tylko weekendami, ale dobrze zarabiał. Teraz znalazł sobie, jak to mówią,
"młodszy model", a ja zostałam z niczym. Przyszłam się więc
doszkolić. Moja mama miała kiedyś salon masażu, dużo mnie
nauczyła, ale dziś bez szkoły nie chcą mnie zatrudnić nigdzie.
Postanowiłam więc otworzyć własny salon. Można dostać
dofinansowanie unijne. Ale muszę mieć kwalifikacje.
- Tylko ta szkoła nie
zapowiada się ciekawie.
- Tak? Moja znajoma tu
kończyła i była zadowolona.
- Sama nie wiem. Mnie
koleżanka namówiła, aby tu przyjść, aby zdobyć nowy zawód, coś
nowego się nauczyć. Ale może to nie dla mnie?
- Eee tam, damy radę.
Zresztą widziałam, że tutaj różne ciekawe kursy organizują. Ja
już zapisałam się na kilka. W miarę możliwości będę rozwijała
salon. Miałam gdzieś tutaj ulotkę. Zaraz, zaraz...oooo, proszę –
ulotka zawierała wykaz kursów jakie można odbyć będąc uczniem
tej szkoły: rysunek, malarstwo, kosmetyka, wizaż...
- Czy mogę to pożyczyć? Zaciekawiło mnie...
- Czy mogę to pożyczyć? Zaciekawiło mnie...
- Pewnie, ja mam jeszcze
jedną. Nie trzeba oddawać. Zresztą wszystko jest w tych
internetach. Ja się nie znam na tym, ale uczę się powoli –
popatrzyłam na tę uśmiechniętą kobietę i zrobiło mi się
głupio. Dostała niezłego kopniaka od życia, a mimo to nie
marudzi, jest pogodna. Szuka dla siebie rozwiązania. Ma pomysł i
dąży do jego realizacji. Ja ja co? Jestem źle nastawiona i negatywnie oceniam
nie dając nawet szans na rozwinięcie się tematu. A przecież pewna mądra staruszka powiedziała mi:
„Rzeczywistość
daje nam różne możliwości, a to my decydujemy czy z nich
skorzystamy"
- Stanisława jestem – moja rozmówczyni wyciągnęła do mnie rękę. - Znajomi jednak często mówią do mnie Stasia, albo Basia. Śmiesznie, co?
- Majka – podałam rękę
i się uśmiechnęłam. - Bardzo ładnie.
Może jednak ta szkoła to
nie taki głupi pomysł? Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz