poniedziałek, 29 lipca 2013

- Halo, Majka? Co masz taki słaby głos? Obudź się, bo życie ucieka – moja przyjaciółka Mania, to wieczna optymistka. Sama nie ma pracy i usilnie jej poszukuje, ale nie straciła pogody ducha. Uwielbiam z nią rozmawiać, bo jak mroczny dół mnie dopada, to ona szybkim stwierdzeniem potrafi mnie wywindować do góry. To cudowne, że mam obok takich ludzi.
- Jadę na targ sprzedawać swoją biżuterię. Tam wystawiają się lokalni twórcy. Pomyśl co chcesz sprzedawać i bądź gotowa. Jedziesz ze mną!
- Maniu, ja nie mam co sprzedawać.
- Pamiętasz jak na drutach robiłyśmy za dzieciaka? Teraz takie wyroby są bardzo modne. Szaliczki, opaseczki, kamizeleczki. Do dzieła...
- Maniu, to było 100 lat temu, ja już nawet nie pamiętam jak się oczka nawlekało...
- A od czego masz internet?! „Wygoogluj” sobie, „youtubnij” filmik i do dzieła...
- Ale ja nie umiem...
- Mam dosyć twojego marudzenia. Jadę w sobotę na targ i masz być gotowa, jedziesz ze mną! Nim znowu zaprzeczysz jakąś głupią wymówką to mówię, że masz pojechać i mi pomóc. We dwie razem lepiej handlować.
- Ooooo pomóc tobie, chętnie, ale sama nic nie przygotuję, bo nie umiem.
- Ja też nie umiałam, a biżuterię zrobiłam.
- Maniu, ale ty masz talent – moja przyjaciółka od dziecka przejawiała piękny talent malarski, artystyczny. I dziś robienie biżuterii przychodzi jej z łatwością. Nie to co ja, beztalencie totalne...
- Każdy ma w sobie talent. Trzeba go po prostu odkryć, a nie marudzić. Bądź gotowa na 8!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Dawniej urodziny były po prostu okazją do świętowania. Zapraszało się przyjaciół i w miłym gronie celebrowało się te, jak się wtedy zdawało, ważne wydarzenie. Z biegiem lat, gdy świadomość rosnącej metryki była coraz silniejsza to urodziny nie są już tylko imprezą. To dzień, w którym podsumowuje się dotychczasowe dokonania. Robi bilans zysków i strat. W zależności od wyników wyznacza kolejne cele i angażuje, bądź nie, w ich realizację.

Chciałam swoje 32 urodziny uczcić radośnie w gronie przyjaciół. Na bezrobociu, gdy pieniędzy coraz mniej, moje rozumowanie przyjaciela przeszło metamorfozę. Okazało się, że gdy funduszy mało, spotkania w lokalu (restauracje, knajpy, klubu itd.) trzeba ograniczyć do zera to tych (jak się teraz okazuje) „niby” przyjaciół ubyło. Pomocni byli – tak - ale gdy twój standard życia był na ich poziomie. Teraz stałam się jawnym zagrożeniem. Kimś kto mógłby potrzebować pożyczki, wsparcia. Nikogo jeszcze nie prosiłam o taką pomoc. Radzę sobie. Moją zasadą jest nie pożyczanie pieniędzy od nikogo. Jednak oni sądzą inaczej i wolą zawczasu ograniczyć kontakty ze mną. Poczułam się jak taki biedak na ulicy, przed którym odwraca się wzrok, sądząc że w ten sposób staniemy się niewidzialni, a ten biedny nie zawoła do nas o jałmużnę. Ale ja nie proszę o nią!

Jednak dziś wiem kto jest moim przyjacielem. To wspaniali ludzie, w których oczach nie zmieniłam się wraz ze statusem majątkowym. To oni mnie podtrzymują na duchu, wspierają. Dzwonią i mówią: - Majka, głowa do góry! Nie załamuj się! Wysyłaj CV. Robota gdzieś czeka na Ciebie! Weź się w garść.

Właśnie! I dziś w moje urodziny postanawiam, że biorę się w garść. Nie wyszło do tej pory – trudno. Może coś nie tak zrobiłam. Przeanalizuję wszystko i podbiję swój nowy rok w życiu:)

czwartek, 11 lipca 2013

Być jak Jobs, albo nie być...


W obliczu Jobsa, który wieku dwudziestu kilku lat był milionerem, a po przekroczeniu trzydziestki osiągnięć na swoim koncie miał tyle, że mógłby obdarować nimi kilka osób, taki ktoś jak ja wypada bardzo słabo. A wzorców, jak Jobs, jest wielu. Nie trzeba patrzeć tylko na amerykański rynek. Dokoła jest podobnie. Jestem z pokolenia, gdy młodość (mimo, iż jej górna granica przesunęła się znacząco do góry w metryce) uznawano za atut i czas do budowania wielkiej kariery zawodowej. Bohaterki filmów i książek są młode, piękne i u szczytu bądź w trakcie swoich wielkich karier.

Gdy ja chodziłam do szkoły to również roztaczała się przede mną wizja przyszłości, gdzie po studiach będę pięła się po szczeblach kariery, a w okolicach 30-tki wyjdę za mąż. Tak. Wizja wizją, a rzeczywistość swoje.

sobota, 6 lipca 2013

Sobota wieczór. Gdybym miała pracę i pieniądze wybrałabym się ze znajomymi do klubu, na drineczka, podensić. Niestety, nie stać mnie. Żal przyznać przed sobą i innymi, że nie mama kasy, aby za 3,50 pojechać do Sopotu, kupić sobie % i wrócić. Ok. godz 19 zdałam sobie sprawę, że muszę sobotni, ciepły wieczór spędzić samotnie, przed TV. ŻAL!

Jednak zadzwoniła do mnie koleżanka, że wybiera się ze znajomą na spokojny spacer w Sopocie. „Może dołączysz?”. Początkowo zaprzeczyłam, ale wizja soboty przed TV mnie dobijała. Po chwili pomyślałam, że dawno rowerem nie jeździłam. A widno jest przecież długo. Nie rozważając tej opcji zbyt długo ubrałam się w spodenki, stylową, ale luźną bluzkę (Sopot w końcu zobowiązuje, a moja Mama zawsze mi powtarzała, że wyglądać trzeba odpowiednio w każdej sytuacji, „nawet biedę można z klasą znosić” - często mi powtarza). Jeszcze makijaż, bransoletki i w drogę.

czwartek, 4 lipca 2013

****
Kto Ty jesteś? - magister
Jaki znak Twój? - pusty portfel
Co Ty robisz? - szukam pracy
Gdzie Ty mieszkasz? - w Polsce