poniedziałek, 13 stycznia 2014

- Słuchaj, przyjmują do pracy w Maku. Umówiłam nas na rozmowę kwalifikacyjną – zakrztusiłam się herbatą słysząc tę rewelację, którą ze stoickim spokojem zakomunikowała mi Mańka między jednym gryzem jabłka a drugim. Wpadła tak bez zapowiedzi po porannym joggingu.
- No tam mnie jeszcze nie było – odpowiedziałam z ironią, przewracając oczami.
- No z tego, co wiem, to nie było. Pora więc odkryć nowy ląd – zamrugała Mańka robią głupią minę.
- Ha ha ha leżę ze śmiechu. Ja nigdzie nie idę.
- Bo co?
- Mak? Nie taką pracę sobie wymarzyłam.
- Zapewne. Jednak nim ta super robota nastanie, to możesz dorobić sobie trochę na waciki.
- Mania, ja się nie nadaję do robienia jakichś bułek.
- Przeszkolą cię. Nie przejmuj się. Będzie fajnie. Potraktuj to jak nowe doświadczenie. Szykuj się, bo idziemy na spotkanie o 12. Ja lecę się wyszykować. Pa – i zniknęła, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie.

W ostatnim czasie wysłałam kolejną lawinę CV na najróżniejsze oferty. Na razie spotkało się to z ciszą. Nawet z firmy Bartasa nikt się nie odezwał. Uprzedzał, że na przełomie roku rekrutacje się wydłużają więc powinnam uzbroić się w cierpliwość. Ale coraz trudniej mi tak siedzieć i czekać. Perspektywa przygotowywania nadmuchanych bułek dla jakiś obcych ludzi, którzy mają pracę i są szczęśliwsi niż ja, dołowała mnie jeszcze bardziej.

- Ale ty masz minę. Uśmiechnij się, bo nawet do Maka cię nie wezmą – powiedziała Mania, gdy ruszyłyśmy na rozmowę.
- Mańka to jest głupi pomysł.
- Oj daj spokój. No już ruszaj się, bo się spóźnimy.
- Dlaczego chce pani pracować w naszej firmie? - zapytała z miłym głosem i uśmiechem na twarzy Marta, jak informowała plakietka, którą miała przypiętą do boku. Ubrana w schludny uniform w barwach pasujących do wystroju restauracji wyglądała schludnie. To manager. Była zdecydowanie młodsza ode mnie. Przybiło mnie to jeszcze bardziej.
I co niby miałam odpowiedzieć na to pytanie? Sprzedać głodny kawałek o tym, że praca tutaj to moje odwieczne marzenie i jestem szczęśliwa, że właśnie może się spełnić? Czy też przewidywana tutaj ścieżka kariery pozwoli mi się realizować, a zdobyte doświadczenie pracować na rozwój i dobry wizerunek firmy? Nikt w to nie uwierzy.
- Bo nie mam zwyczajnie pracy.
- Rozumiem. A czy ma pani doświadczenie w podobnej branży?
- Nie mam – bo i po co mi one, myślałam, gwiazdą Maka nie zamierzam być.
- Rozumiem. A co by pani zrobiła, gdyby oburzony klient zwrócił uwagę, że zamówienie, które dostał, nie jest ciepłe?
- To zależy, jaka jest polityka firmy.
- Ale proszę powiedzieć, co pani zdaniem należałoby zrobić? - odpowiedziała miło Marta.
- Wymienić na nową? - kobieta uśmiechnęła się. - Rozumiem, że nie mam szans na tę pracę?
- Droga pani. Codziennie obsługujemy setki ludzi o różnych gustach, smakach, z różnych branż, wieku i wykształceniu. Różni też ludzie u nas pracują. Nie przekreślamy nikogo, ale też nie zmusimy nikogo do pracy u nas, jeśli ten ktoś sam nie będzie tego chciał. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to pani praca marzeń. Ja zaczęłam tutaj, aby dorobić sobie do kieszonkowego na studiach. Zakładałam, że to tylko na wakacje. Teraz już mam wykształcenie, ale tutaj przeszłam też kolejne szczeble awansu i póki co jestem bardzo zadowolona ze swojej pracy i nie zamierzam jej na razie zmieniać. Jestem tutaj już trzy lata.

Zrobiło mi się trochę głupio, że w taki cyniczny sposób podchodziłam do tego miejsca. Może zbyt surowo je oceniałam? Co daje nam prawo sądzić, że jesteśmy lepsi od innych, nie znając tak naprawdę innych ludzi? Rezygnujemy tak łatwo z szans, jakie stają nam na drodze, nawet tych małych czekając wciąż nie wiadomo na co.
Dostałam pracę. Mam zacząć jutro. Jestem z Manią na jednej zmianie. Najpierw szkolenie, a później będziemy włączone w grafik. Musimy poznać wszystkie stanowiska, bo tutaj ważna jest praca zespołowa.

czwartek, 26 grudnia 2013

Przyszłam przed czasem w umówione miejsce, gdzie mieliśmy spotkać się ze szkolną bracią. Nikogo jeszcze nie było. Spojrzałam na swoje odbicie w wielkim lustrze zawieszonym na ścianie. Nie wyglądałam chyba najgorzej: jeansy, marynarka, top, włosy spięte w kok. W ocenie mamy jednak mizernie. Ale ja nie miałam ochoty na strojenie się. Najchętniej ubrałabym się tak, aby być niewidoczną. Cała radość jaka pojawiła się na wieść o spotkaniu pękła jak bańka mydlana i zniknęła chyba bezpowrotnie. Bałam się spojrzeć wszystkim w oczy.
- Majka!!!! - usłyszałam radosny krzyk Bodźki i nim się zorientowałam wylądowałam w jej ramionach. Myślałam, że mnie udusi. - 100 lat cię nie widziałam. Ty chuda szkapo. Może chcesz parę kilo ode mnie?
- Yyyy, dobrze wyglądasz – powiedziałam szczerze, bo naprawdę ładne wyglądała. Spojrzałam w jej pogodne oczy i zdałam sobie sprawę, że bardzo mi jej brakowało.
- Wyglądamy – Bodźka pogłaskała się po brzuchu dając do zrozumienia, że jest w ciąży.
- Ojej, to cudownie.
- Dotknij, to może się zarazisz – roześmiała się radośnie i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć położyła moją rękę na swoim brzuszku. - Za miesiąc mam termin. Czuję się jak balon i już nie mogę się doczekać rozwiązania, uff. A co u Ciebie?
- Cześć dziewczyny. Jak zdróweczko? - Rozmowę przerwał nam Nerka. Uściskał nas obie.
- Ho ho fajnie was widzieć – dołączył do nas Siwy. - Może usiądziemy? Co pijecie, to od razu zamówię.
Siwy uparł się, że stawia kolejkę. Dostaliśmy po piwku. Oprócz Bodźki, oczywiście. Ona piła soczek.

niedziela, 8 grudnia 2013

- Oj, zapomniałabym. Przyszło to do ciebie – mama wręczyła mi kolorową kartkę, która była zaproszeniem na "spotkanie po latach naszej klasy z podstawówki". Wymalowane słoneczko uśmiechało się do mnie. Przeniosłam się myślami do szkolnej ławki. Wtedy było tak fajnie, beztrosko i zabawnie. Siedziałam z Bodźką, klasową agentką. W jej towarzystwie ciągle się śmiałam. Za nami rozrabiali Siwy, który wdzięczną ksywę zdobył od nazwiska i Nerka, syn lekarza. Ciągle opowiadał nam o różnych chorobach nerek i stąd wzięło się jego przezwisko. W klasie było nas ponad 25 osób. Już nawet nie pamiętam wszystkich. Zapragnęłam ich zobaczyć i dowiedzieć się co się u nich dzieje. Wiele osób wyjechało za granicę za chlebem i nasze kontakty się urywały. Na początku ucieszyłam się ze spotkania. Po chwili jednak posmutniałam.
- Nie cieszysz się? Takie spotkania są fajne. Zobaczysz jak się ludzie pozmieniali, powspominacie dawne czasy.
- I co ja im wszystkim powiem? Wychodząc z podstawówki mieliśmy plany, marzenia. Niektórzy wyjechali za granicę, inni są w kraju, ale z tego co słyszałam to nieźle im się powodzi. A ja co osiągnęłam?
- To, że masz przejściowe kłopoty to nie koniec świata. Każdy jakieś ma. W końcu jednak się skończą, zobaczysz. A teraz ciesz się z tego co jest, bo później będziesz żałowała, że czas zmarnowałaś na marudzenie.
- Ale mi wstyd tam się pokazać.
- A co, zabiłaś kogoś? Ukradłaś coś? Na ulicy śpisz? Zarabiasz pod latarnią? - Mama patrzyła na mnie pytająco, a ja robiłam coraz większe oczy. - Też mi się wydaje, że nie, więc nie wiem, czego masz się wstydzić. Idź i dobrze się baw. Tylko nie upij się za bardzo. Panna klasę musi trzymać. No i ubierz się ładnie, a nie w tych dresach ciągle chodzisz - moja mama uparcie wierzyła, że dobrym wyglądem można nie tylko poprawić sobie humor, ale i wiele załatwić.
- To nie dresy mamo, to spodnie.
- To ich nie zakładaj. Masz tyle fajnych ubrań. Chyba muszę sama ci remanent w szefie zrobić.
- Mam większe zmartwienia niż to jak wyglądam.
- Jak źle wyglądasz to i wydaje ci się, że jest gorzej niż w rzeczywistości. Masz ładnie wyglądać i iść z podniesioną głową do przodu. Wszystko się jeszcze poukłada. Wspomnisz moje słowa.

czwartek, 31 października 2013

NO NIE WIERZE!!!!!!!!!!!!!!! Udało się!!!!!!!!!!!!!!! Nareszcie!!!!!!!!!!!! Tyle czekałam na ten moment, że aż nie wierze! Hahahaha… DOSTAŁAM PRACĘ J

A jak się nie sprawdzę? Kurczaczki… Dam radę, będę się przykładała i będą ze mnie zadowoleni J

Zadzwonili do mnie we wtorek, by tego samego dnia przyjechać na rozmowę kwalifikacyjną. Pilnie poszukują pracownika i stąd ten pośpiech.

Przyjechałam na umówione miejsce. Stanęłam przed wielkim oszklonym budynkiem i poczułam się malutka. Urzekł mnie jednak luksus tego miejsca. W środku było jeszcze lepiej. Widać, że to musi być profesjonalna firma…

- Dzień dobry. Nazywam się Maja Bach i jestem umówiona na rozmowę kwalifikacyjną – przywitałam się z młodą dziewczyną w recepcji.
Poprosiła, abym poczekała chwilkę i poszła poinformować, jak mi się wydaje, swoich szefów, o mojej wizycie. Usiadłam w wielkim fotelu o kształcie półkola. Gdy się w nim wygodnie rozłożyłam na zewnątrz pozostały tylko moje nogi. Ale tu fajnie – pomyślałam.
- Zapraszam panią. Dyrektor już na panią czeka – usłyszałam głos przemawiający do moich nóg. Poderwałam się jak najszybciej i poszłam we wskazanym kierunku.

- Witam panią. Dobrze, że udało się pani znaleźć dzisiaj czas. Bardzo nam zależy na jak najszybszym znalezieniu odpowiedniego pracownika. Mamy dużo projektów i wszelkie opóźnienia nie wpływają korzystnie – zakomunikował mi Dyrektor tegoż przybytku. Wypytał mnie o moje doświadczenie, dotychczasową pracę i oczekiwania finansowe.  Mówił o licznych projektach, które są do zrealizowania, możliwościach rozwoju. Wszystko wydawało się profesjonalne i takie fajne.
- Dzisiaj po południu dam pani znać. Bo mam jeszcze kilka rozmów. Pani jest pierwsza. Wyłonię najlepszą osobę, która będzie miała spotkanie z Dyrektorem Generalnym. Jest pani dyspozycyjna w tym tygodniu?
- Tak, oczywiście.
- To dobrze. Chcemy jak najszybciej zatrudnić wykwalifikowanego pracownika. Dlatego jeśli panią zaprosimy to spotkanie będzie jeszcze w tym tygodniu.
- Cieszę się.
- Do zobaczenia więc.

I zadzwonili do mnie!!!!!!!!!! Zaprosili na drugi etap spotkania.
Kazali mi w domu zapoznać się z ofertą firmy na ich stronie internetowej i przygotować prezentacje multimedialną z propozycją działań  promocyjnych, jakie można zrealizować. Ślęczałam nad nią po nocy. Cały czas wydawała mi się nie wystarczająco dobra. W końcu odleciałam spać. Dobrze, że miałam rozmowę na godz. 14. Mogłam się odespać. Chociaż stres nie pozwalał mi spać spokojnie.

Dyrektor Generalny rozmawiał ze mną w tzw. Crazy roomie. Były tam kolorowe pufy, gry, a nawet zabytkowa wanna. Jak ja chciałam tutaj pracować! Zrobiłam wszystko by wypaść jak najlepiej. TO JEST MOJE MIEJSCE!

I jak się czegoś pragnie – to można to dostać J
Dyrektor był zadowolony z mojej prezentacji J mówił, że niektóre pomysły trzeba wdrażać jak najszybciej. I dlatego DOSTAŁAM PRACĘ. Zaczynam jutro!


HUUUUUURAAAAAAA HAHAHAHAHA NARESZCIE J))))))

sobota, 26 października 2013

DZIEŃ V.  NIANIOWEEK

Od rana dzieci nie mogły się dogadać odnośnie wspólnej zabawy. Każde z nich chciało robić coś innego. Moje próby kompromisowych rozwiązań nie przypadły im do gustu. W końcu Pati postanowiła pójść na taras. Oznajmiła: „wychodzę” i zaczęła się ubierać. Nie przeszkadzało jej, że mży.
- Pati, nie idź, bo jest zimno – odwodziłam ją od tego pomysłu.
- Ale ja chcę na taras – odpowiadała ubierając buty.
- Ale ja cię proszę żebyś została.
- Ale mi się tutaj nie podoba.
- Zostajemy w domu - wysiliłam się na zdecydowany ton.
- Ja nie chcę, żebyście szli ze mną. Mam prawo do odrobiny prywatności.
- To możesz posiedzieć w swoim pokoju.
- Poza tym masz mnóstwo prywatności jak śpisz – wtrącił niespodziewanie Patryk. Zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam. Jednak Pati zdenerwowała się uwagą brata.
- Chcę na taras!
- Pati, nie kłóć się. Zostajemy w domu, bo jest zimno, a Ty masz lekki kaszel. Koniec – kropka.
- No do czego to doszło, żebym we własnym domu nie mogła wyjść na taras!? Dzwonię do mamy!
- Chyba ta pogoda tak na nią działa – dodał Patryk rozkładając ręce. Ja śmiałam się w duchu.

Aga jednak potwierdziła moją decyzję. Pati wzięła się więc za rysowanie i dopiero po pół godzinie przeszedł jej foch i zaczęliśmy wszyscy grać w państwa-miasta. Po południu odprowadziłam dzieci do szkoły.

czwartek, 24 października 2013

DZIEŃ IV. NIANIOWEEK


Dzisiaj dzieci także szły na popołudnie do szkoły. Zrobiło się jeszcze chłodniej na dworze niż w ostatnich dniach. Po zaprowadzeniu „Królików” postanowiłam się wykąpać. Ubrałam się w szlafrok, naszykowałam sobie ręczniki, kosmetyki. Planowałam nałożyć sobie maseczkę na twarz, do wanny nalać wody i wrzucić sól, która wytworzy wspaniałą pianę. Włosy związałam, bo je chciałam umyć następnego dnia. Radosnym krokiem poszłam do łazienki i... zamurowało mnie. Na środku pięknej wanny leżała kocia kupa. Super! Czy nie mogły zwierzaki zostawić tej niespodzianki jak są także inni domownicy i są bardziej obyci w zajmowaniu się zwierzętami? Oczywiście, że nie! Najlepiej uraczyć tym mnie. Bryyy. Zapakowałam się z powrotem do pokoju. Poleżałam, posiedziałam, pomyślałam i wróciłam do łazienki. W końcu to tylko kupa! Dam radę! Gdy zajrzałam do wanny od razu zawróciłam do pokoju. Po upływie kolejnych minut wzięłam z kuchennego przybornika wielką gumową rękawiczkę, papierowe ręczniki i postanowiłam stawić czoła tej wielkiej przeszkodzie do mojego relaksu. Zastanawiałam się jeszcze nad maską na twarz, ale nie znalazłam takowej. Ufff udało się. Jednak wielką kąpiel zastąpiłam prysznicem.

środa, 23 października 2013

DZIEŃ III.  NIANIOWEEK

Dziś dzieci szły do szkoły na popołudnie. Myślałam, że będziemy wylegiwali się dłużej, ale już przed godz. 8 Patryk z Patrycją zajrzeli do mnie do pokoju z pytaniem czy śpię. Wstałam więc, aby przygotować śniadanie. Odsłoniłam w kuchni zasłonę i zobaczyłam pająka. Rozdarłam się na cały dom. Od dziecka boją się pająków. Gdziekolwiek pojawił się w moim pobliżu taki "kudłaty stwór", tata, jak na obrońcę rodziny przystało, ratował mnie od czyhającego na me życie pająka. Taki obraz pozostał mi w pamięci. Teraz, na mój krzyk przybiegły dzieci z troską na twarzy, co takiego mogło mi się złego przytrafić. Ja nie mogłam się poruszyć. 
- Oooooo jaki słodki pajączek – zawołał Patryk, a ja od razu się ocknęłam i zamrugałam nerwowo.
- Słodki coooo? 
- Pajączek. Zobacz ciociu jaki on malutki i przerażony.
- Yyyyy.
- Może jest głodny, musimy go nakarmić! 
- Że cooo? - Patryk zaczął się przyglądać „potworowi” i mówić do niego zdrobniale. 
- Jaki on słodki. Może chcesz go ciociu pogłaskać? 
- Nieeeee. Bryyyy. Ja się może zajmę śniadaniem – uciekłam czym prędzej ze strefy zagrożenia. W tym czasie dzieci przeniosły pająka na dwór i nie odeszły dopóki nie miały pewności, że jest bezpieczny. Jeszcze przez dłuższy czas było mi gorąco po tym bliskim spotkaniu z pająkowym „potworem”.