czwartek, 31 października 2013

NO NIE WIERZE!!!!!!!!!!!!!!! Udało się!!!!!!!!!!!!!!! Nareszcie!!!!!!!!!!!! Tyle czekałam na ten moment, że aż nie wierze! Hahahaha… DOSTAŁAM PRACĘ J

A jak się nie sprawdzę? Kurczaczki… Dam radę, będę się przykładała i będą ze mnie zadowoleni J

Zadzwonili do mnie we wtorek, by tego samego dnia przyjechać na rozmowę kwalifikacyjną. Pilnie poszukują pracownika i stąd ten pośpiech.

Przyjechałam na umówione miejsce. Stanęłam przed wielkim oszklonym budynkiem i poczułam się malutka. Urzekł mnie jednak luksus tego miejsca. W środku było jeszcze lepiej. Widać, że to musi być profesjonalna firma…

- Dzień dobry. Nazywam się Maja Bach i jestem umówiona na rozmowę kwalifikacyjną – przywitałam się z młodą dziewczyną w recepcji.
Poprosiła, abym poczekała chwilkę i poszła poinformować, jak mi się wydaje, swoich szefów, o mojej wizycie. Usiadłam w wielkim fotelu o kształcie półkola. Gdy się w nim wygodnie rozłożyłam na zewnątrz pozostały tylko moje nogi. Ale tu fajnie – pomyślałam.
- Zapraszam panią. Dyrektor już na panią czeka – usłyszałam głos przemawiający do moich nóg. Poderwałam się jak najszybciej i poszłam we wskazanym kierunku.

- Witam panią. Dobrze, że udało się pani znaleźć dzisiaj czas. Bardzo nam zależy na jak najszybszym znalezieniu odpowiedniego pracownika. Mamy dużo projektów i wszelkie opóźnienia nie wpływają korzystnie – zakomunikował mi Dyrektor tegoż przybytku. Wypytał mnie o moje doświadczenie, dotychczasową pracę i oczekiwania finansowe.  Mówił o licznych projektach, które są do zrealizowania, możliwościach rozwoju. Wszystko wydawało się profesjonalne i takie fajne.
- Dzisiaj po południu dam pani znać. Bo mam jeszcze kilka rozmów. Pani jest pierwsza. Wyłonię najlepszą osobę, która będzie miała spotkanie z Dyrektorem Generalnym. Jest pani dyspozycyjna w tym tygodniu?
- Tak, oczywiście.
- To dobrze. Chcemy jak najszybciej zatrudnić wykwalifikowanego pracownika. Dlatego jeśli panią zaprosimy to spotkanie będzie jeszcze w tym tygodniu.
- Cieszę się.
- Do zobaczenia więc.

I zadzwonili do mnie!!!!!!!!!! Zaprosili na drugi etap spotkania.
Kazali mi w domu zapoznać się z ofertą firmy na ich stronie internetowej i przygotować prezentacje multimedialną z propozycją działań  promocyjnych, jakie można zrealizować. Ślęczałam nad nią po nocy. Cały czas wydawała mi się nie wystarczająco dobra. W końcu odleciałam spać. Dobrze, że miałam rozmowę na godz. 14. Mogłam się odespać. Chociaż stres nie pozwalał mi spać spokojnie.

Dyrektor Generalny rozmawiał ze mną w tzw. Crazy roomie. Były tam kolorowe pufy, gry, a nawet zabytkowa wanna. Jak ja chciałam tutaj pracować! Zrobiłam wszystko by wypaść jak najlepiej. TO JEST MOJE MIEJSCE!

I jak się czegoś pragnie – to można to dostać J
Dyrektor był zadowolony z mojej prezentacji J mówił, że niektóre pomysły trzeba wdrażać jak najszybciej. I dlatego DOSTAŁAM PRACĘ. Zaczynam jutro!


HUUUUUURAAAAAAA HAHAHAHAHA NARESZCIE J))))))

sobota, 26 października 2013

DZIEŃ V.  NIANIOWEEK

Od rana dzieci nie mogły się dogadać odnośnie wspólnej zabawy. Każde z nich chciało robić coś innego. Moje próby kompromisowych rozwiązań nie przypadły im do gustu. W końcu Pati postanowiła pójść na taras. Oznajmiła: „wychodzę” i zaczęła się ubierać. Nie przeszkadzało jej, że mży.
- Pati, nie idź, bo jest zimno – odwodziłam ją od tego pomysłu.
- Ale ja chcę na taras – odpowiadała ubierając buty.
- Ale ja cię proszę żebyś została.
- Ale mi się tutaj nie podoba.
- Zostajemy w domu - wysiliłam się na zdecydowany ton.
- Ja nie chcę, żebyście szli ze mną. Mam prawo do odrobiny prywatności.
- To możesz posiedzieć w swoim pokoju.
- Poza tym masz mnóstwo prywatności jak śpisz – wtrącił niespodziewanie Patryk. Zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam. Jednak Pati zdenerwowała się uwagą brata.
- Chcę na taras!
- Pati, nie kłóć się. Zostajemy w domu, bo jest zimno, a Ty masz lekki kaszel. Koniec – kropka.
- No do czego to doszło, żebym we własnym domu nie mogła wyjść na taras!? Dzwonię do mamy!
- Chyba ta pogoda tak na nią działa – dodał Patryk rozkładając ręce. Ja śmiałam się w duchu.

Aga jednak potwierdziła moją decyzję. Pati wzięła się więc za rysowanie i dopiero po pół godzinie przeszedł jej foch i zaczęliśmy wszyscy grać w państwa-miasta. Po południu odprowadziłam dzieci do szkoły.

czwartek, 24 października 2013

DZIEŃ IV. NIANIOWEEK


Dzisiaj dzieci także szły na popołudnie do szkoły. Zrobiło się jeszcze chłodniej na dworze niż w ostatnich dniach. Po zaprowadzeniu „Królików” postanowiłam się wykąpać. Ubrałam się w szlafrok, naszykowałam sobie ręczniki, kosmetyki. Planowałam nałożyć sobie maseczkę na twarz, do wanny nalać wody i wrzucić sól, która wytworzy wspaniałą pianę. Włosy związałam, bo je chciałam umyć następnego dnia. Radosnym krokiem poszłam do łazienki i... zamurowało mnie. Na środku pięknej wanny leżała kocia kupa. Super! Czy nie mogły zwierzaki zostawić tej niespodzianki jak są także inni domownicy i są bardziej obyci w zajmowaniu się zwierzętami? Oczywiście, że nie! Najlepiej uraczyć tym mnie. Bryyy. Zapakowałam się z powrotem do pokoju. Poleżałam, posiedziałam, pomyślałam i wróciłam do łazienki. W końcu to tylko kupa! Dam radę! Gdy zajrzałam do wanny od razu zawróciłam do pokoju. Po upływie kolejnych minut wzięłam z kuchennego przybornika wielką gumową rękawiczkę, papierowe ręczniki i postanowiłam stawić czoła tej wielkiej przeszkodzie do mojego relaksu. Zastanawiałam się jeszcze nad maską na twarz, ale nie znalazłam takowej. Ufff udało się. Jednak wielką kąpiel zastąpiłam prysznicem.

środa, 23 października 2013

DZIEŃ III.  NIANIOWEEK

Dziś dzieci szły do szkoły na popołudnie. Myślałam, że będziemy wylegiwali się dłużej, ale już przed godz. 8 Patryk z Patrycją zajrzeli do mnie do pokoju z pytaniem czy śpię. Wstałam więc, aby przygotować śniadanie. Odsłoniłam w kuchni zasłonę i zobaczyłam pająka. Rozdarłam się na cały dom. Od dziecka boją się pająków. Gdziekolwiek pojawił się w moim pobliżu taki "kudłaty stwór", tata, jak na obrońcę rodziny przystało, ratował mnie od czyhającego na me życie pająka. Taki obraz pozostał mi w pamięci. Teraz, na mój krzyk przybiegły dzieci z troską na twarzy, co takiego mogło mi się złego przytrafić. Ja nie mogłam się poruszyć. 
- Oooooo jaki słodki pajączek – zawołał Patryk, a ja od razu się ocknęłam i zamrugałam nerwowo.
- Słodki coooo? 
- Pajączek. Zobacz ciociu jaki on malutki i przerażony.
- Yyyyy.
- Może jest głodny, musimy go nakarmić! 
- Że cooo? - Patryk zaczął się przyglądać „potworowi” i mówić do niego zdrobniale. 
- Jaki on słodki. Może chcesz go ciociu pogłaskać? 
- Nieeeee. Bryyyy. Ja się może zajmę śniadaniem – uciekłam czym prędzej ze strefy zagrożenia. W tym czasie dzieci przeniosły pająka na dwór i nie odeszły dopóki nie miały pewności, że jest bezpieczny. Jeszcze przez dłuższy czas było mi gorąco po tym bliskim spotkaniu z pająkowym „potworem”.

wtorek, 22 października 2013

DZIEŃ II.  NIANIOWEEK

Moja natura leniwca dała znać o sobie i gdy budzik zadzwonił czym prędzej przełączyłam go na drzemkę. Po chwili wyskoczyłam z łóżka i po szybkiej toalecie zeszłam na dół. Dzieci już prawie ubrane, a Aga z Michałem właśnie wychodzili. O wyznaczonej godzinie i my ruszyliśmy do szkoły. Idąc Pati mnie zagadnęła:
- No co za wstyd ciociu! - rzekła bardzo oburzona.
- Dlaczego? - zmartwiłam się, co się takiego mogło stać.
- Koleżanka Patryka już sama umie wiązać buty. A jemu – wskazała na brata z dziwną miną – pokazuje się tyle razy jak to się robi. I mama i ja pokazujemy, a on nadal nie umie. No najlepiej, buty na rzepy kupować i tylko mu dogadzać. I jeszcze co, może na tron posadzić i winogronkami karmić? Co za dziecko!
Próbowałam opanować silną chęć zaśmiania się, bo widziałam z jakim przejęciem Pati to mówiła. Dodałam tylko na pocieszenie, że pewnie niedługo się nauczy.

poniedziałek, 21 października 2013

DZIEŃ I. NIANIOWEEK

Poranne zbieranie się do szkoły poszło nam sprawnie. Zapakowaliśmy do plecaków pojemniki z jedzeniem i wodę. Patryk bardzo lubi pić wodę i, jak się dowiedziałam, popija nią wszelkie dania z zupą włącznie ;) Ok 7.20 ruszyliśmy do szkoły. Z Agą byłyśmy w ciągłym kontakcie telefonicznym i sms-owym. Mogłam o wszystko zapytać, a odpowiedź przychodziła szybko i sprawnie. Najpierw zaprowadziliśmy Patryka, bo było najbliżej. Szkoła jest na tyłach kościoła, przed którym stoi wielki krzyż. Patrycja przeczytała na głos znajdujący się na nim napis, który głosił: "Wiara, nadzieja, miłość”. 
- Tutaj jest pochowane - po chwili dodała. 
- Ale co? - nie zrozumiałam. 
- No wiara, nadzieja, miłość jest tutaj pochowana ciociu, tak jest napisane – Patrycja popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, że takich prostych rzeczy nie rozumiem. Chciałam coś dodać, ale tylko się uśmiechnęłam i ruszyłam w kierunku, który wskazała Pati, aby dojść do jej szkoły.
Po odprowadzeniu dzieci do szkoły miałam 4 godziny wolne. Zajrzałam do zwierzaczków, ale wszystkie smacznie spały. Wzięłam więc książkę i poszłam do „swojego” tymczasowego pokoiku, który dostałam do dyspozycji na ten tydzień.

- Ciociu gdzie jest Fela?!?!?!?? - Patryk zaczął krzyczeć donośnym głosem i jednocześnie szukać kota. Po jego twarzy płynęły łzy wielkie jak groch. 
- Yyyyyy.
- Felicji też nie ma!!!! - stanęła przede mną Patrycja z założonymi rękoma i stukając stopą o podłogę. - Gdzie są zwierzęta ciociu?!
- Ale...
- Kruszyny też nie ma – weszła do pokoju Aga. Widać, że jest zła. 
- Przecież spały – pustce w głowie zaczęło ustępować myślenie. 
- I co z nimi ciociu zrobiłaś?! Przyznaj się!
- Yyyyy , nie wiem – byłam zagubiona. 
- Jak to ciociu nie wiesz??? Zostawiliśmy je pod twoją opieką! Co z nimi zrobiłaś??!!!
- Nie wiem – miałam wrażenie, że się zaraz rozryczę. Czyli to prawda? Maltretuję zwierzęta i nawet nie zdaję sobie z tego sprawy? 
- Zatrzymać ją, aby nie uciekła. Tato dzwoń po policję – zawyrokował Patryk i wszyscy się na mnie rzucili. 
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa 
Ocknęłam się z krzykiem. Czym prędzej poleciałam sprawdzić co ze zwierzakami. Smacznie spały. Ufff. To był tylko zły sen. :( Spojrzałam na zegarek, była godz. 10.

niedziela, 20 października 2013

- Mańka ratuj! - byłam pełna obaw tego, na co się zgodziłam.
- Co się stało?
- Aga poprosiła mnie o opiekę nad swoimi dziećmi!
- To świetnie! Dzieci znasz, lubią cię, poradzisz sobie. 

Agę poznałam w jednej z poprzednich miejsc pracy. Obie już tam nie pracujemy,ale kontakt utrzymujemy. Jest mamą dwójki sympatycznych dzieci: 8-letniego Patryka i 10-letniej Patrycji. Aga wraz z mężem pracują, a do opieki nad dziećmi zatrudniają nianię, aby zaprowadziła je do szkoły, a później odebrała i potowarzyszyła do powrotu rodziców do domu. Niania jednak się rozchorowała i przez najbliższy tydzień ma kurować się w łóżku. Aga zapytała czy nie zastąpię niani przez ten czas. Na początku zgodziłam się entuzjastycznie. A może świadomość dorobku mną zawładnęła? Teraz jednak dopadły mnie obawy.
- Taaaa, jasne. Co innego jest pogadać z dziećmi przy herbacie podczas towarzyskiej wizyty, a co innego opiekować się nimi przez kilka godzina. Chyba źle zrobiłam zgadzając się.
- Przecież to już duże dzieci. Ja kiedyś opiekowałam się moimi małymi kuzynami i do dziś to miło wspominam. Głowa do góry.
- Łatwo powiedzieć – siedziałam z markotną miną. - Przecież jak coś się stanie to Adze w oczy do końca życia nie spojrzę.
- A co ma się stać? Sama mówiłaś, że dzieci Agi są bardzo mądre. Będzie fajnie, zobaczysz.
- Ale tam są zwierzęta...
Aga z rodzinką mieszka w pięknym domu otoczonym ogrodem. To idealne miejsce dla potężnego psa o imieniu Kruszynka oraz dwóch kotów: Felicji i Klary.
- Przecież lubisz zwierzęta.
- Ale może w moim towarzystwie będzie im źle i jakaś krzywda się stanie?
- Co ty znowu modzisz?
- Może okaże się, że mam ukryte zapędy do gnębienia zwierząt i stanowię zagrożenie dla dzieci.
Zwierzęta takie rzeczy wyczuwają.
- Co ty bredzisz?  Przecież już u nich byłaś nie raz. I co nie poznali się?
- Może dobrze to ukrywałam?
- Nie chce mi się tego słuchać. Dasz radę, będzie fajnie. Weź się w garść!

sobota, 12 października 2013

Chcąc „wtopić się w tłum”, jak to Mańka określiła, wybrałam się do szkoły w jeansach, swoich ulubionych „lakierkach”, bluzie dresowej, bez makijażu, a włosy związałam w koński ogon. Na miejscu zdziwiłam się. Oczywiście, pod wskazaną w sekretariacie salą, czekała grupka młodych osób, ale im raczej nie w głowie był sportowy styl. Królowały: koturny, obcasy, mini, mocne makijaże, kolczyki w wargach i nosach, czasami w łuku brwiowym. Moje „wkrętaki” w uszach wyglądały jakby nie na miejscu. Podparłam ścianę i czekałam na rozpoczęcie zajęć, które już były opóźnione z dobre 15 minut.
- Cześć uczennico – stanęła przede mną zdyszana Mania. - Ocho, widzę, że chmury gradowe nadciągają. Rozchmurz się, bo mi słońce na dworze przegonisz.
- Ta szkoła to nie jest dobry pomysł. Spójrz, to są same dzieciaki.
- A ty co, menopauzę już przechodzisz, że tak odczuwasz różnice pokoleniowe?
- Ha ha ha koń by się uśmiał...

piątek, 11 października 2013


- Majka, mam super pomysł! - Mania wparowała do mnie rozradowana i nim zdążyła się rozebrać ogłaszała swoje radosne myśli. - Pójdziemy do szkoły! - Wystrzeliła rozkładając ramiona i czekając na gratulacje z mojej strony.
- Yyyy, a co, szukasz tam narzeczonego?
- Coooo? - popatrzyła na mnie jak na ufoluda.
- Lena ciąga mnie po różnych kursach, bo twierdzi, że tam pozna mężczyznę swojego życia.
- Nieee - machnęła ręką. - Zapiszemy się do szkoły masażu.
- Zwariowałaś? A po co mi szkoła masażu?
- Trudno z pracą na rynku, a mówią, że jak masz fach w ręku to łatwiej. Idziemy. Tu masz ulotki.
Poczytasz później, teraz chodź zapiszemy się.
- Nigdzie nie idę. Nie mam kasy!
- To jest darmowe. Policealne – zamrugałam nerwowo. Nim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć Mania trajlowała radośnie dalej. - Wszystko już się dowiedziałam. Musimy złożyć świadectwo, dwa zdjęcia i jakieś zaświadczenie lekarskie, ale można zrobić to później. Wszystko co potrzebne masz. Ubieraj się. Idziemy.
- Mańka, to mi do niczego niepotrzebne. Mówisz o pracy i niby gdzie wpiszę sobie to w CV? Przed magisterką a z datą bieżącą czy po podyplomówce, aby było aktualne?
- Sivi srivi – przewróciła oczami. - Nie masz robić tego dla ładnego CV, ale dla pracy.

- Taaaa, pracy, chyba przy drodze. Stanę ze sloganem „Uzdolniony magister wymasuje najróżniejszymi technikami, wielka promocja na start-skorzystaj koniecznie!” Tadaaaam. Już widzę te kolejki aut zatrzymujących się i czekających tylko do mnie i jak sypie się euro u mych stóp. Genialne...- pochyliłam się i zniżonym głosem dodałam – a myślisz, że nie podpadnę jakiejś mafii jak będę takie obroty robiła zabierając zysk ich panienkom? - Mańka patrzyła na mnie z politowaniem.
- Zgłupiałaś już do końca. Wstawaj idziemy! Świeże powietrze ci potrzebne. Poza tym co masz teraz coś lepszego do roboty? Nim zaczniesz robić swoją oszałamiającą karierę na ulicy to warto się doszkolić. Zajęcia są co drugi tydzień więc dawaj. A jak nie będzie ci się podobało to zawsze możesz zrezygnować, a spróbować warto.

czwartek, 3 października 2013

- Jak Ty wyglądasz? - Lena spojrzała na mnie dziwnie i z politowaniem. Dopadłam lusterko z myślą, że pewnie się rozmazałam, albo mam coś na czole, ale nic takiego nie dojrzałam. - Mówię o twoim ubiorze. - Spojrzałam na swoje jeansy, lakierki (tak zabawnie nazywam moje trampki koloru czarnego, które mają połyskujące elementy), tunikę. Nie rozumiałam co jest nie tak, chociaż przy Lenie, która miała na sobie spódnicę, kolorową marynarkę i szpilki, ja wypadałam jak co najmniej uboga krewna. - Przebież się. Tam mogą być fajni faceci. - Lena jest ładną, miła dziewczyną, wykształconą, pracującą, mądrą...mogłabym wymieniać same najlepsze określenia. Jednak jest sama i bardzo ją to boli. Dlatego od pewnego czasu usilnie poszukuje swojej drugiej połówki i według niej prawie w każdym miejscu można spotkać szczęście więc zawsze jest elegancka i przygotowana, aby przywitać radośnie miłość.
- Myślałam, że idziemy na szkolenie – odburknęłam. Lena namówiła mnie, aby pójść z nią na wykład dotyczący zastosowania zaawansowanych technologii we współczesnym biznesie. Jest on darmowy i przy zapisie nikt nie wymagał podania miejsca zatrudnienia jedynie imię i nazwisko oraz adres e-mail. Zgodziłam się, chociaż dopiero teraz dociera do mnie, że tutaj raczej chodzi o zaradnego pana, najlepiej biznesmena, którego można poznać, a nie koniecznie wiedza, którą można zdobyć.
- No właśnie więc przebieraj się, bo się spóźnimy. - Lena namawiała mnie na najróżniejsze sukienki i spódnice z wielkimi dekoltami, ale uparłam się, że idę w jeansach. Założyłam jednak szpilki i marynarkę, abym, jak to Lena ujęła, nie odstraszyła jej szczęścia:)