Jaaaaaaaaaaaaaa zadzwonili
do mnie o rozmowę kwalifikacyjną do urzędu! "Państwowa
posadka to niezła gratka" jak mawia Mania :D Po potwierdzeniu
dnia oraz godziny i zakończeniu rozmowy zaczęłam skakać z radości
jak opętana wyczyniając różne wygibasy przed lustrem. "I co
niedowiarku" – mówiłam do swojego odbicia. - "Inni
wiedzą, że jesteś dobra. No bo kogo zaprosili na rozmowę do
urzędu, no kogo? Mnie. Mnie. MNIE :D MNIE :D Ha ha ha SUPER :D
O ile poranne wstawanie
było dla mnie do tej pory wielkim wyczynem, tak dziś wstałam o
świcie i poszłam biegać (zgodnie z założeniem robię tak od
kilku dni). Chociaż w moim wykonaniu to raczej "szłobieg"
z przewagą pierwszego członu, czyli spaceru. Ale faktycznie lepiej
się czuję no i poznaję nowe, dotychczas nieznane okolice (bo nie
wszędzie dowiezie autobus czy samochód, a nogi poniosą praktycznie
gdzie chcemy). Później wzięłam pachnącą kąpiel i przez dwie
godziny zastanawiałam się co na siebie włożyć. Nic nie
odpowiadało do powagi miejsca. Przecież to MAGISTRAT! Musze się
tam dobrze zaprezentować! Moja jedyna biała koszula (dawno nic nie
kupowałam, bo kasy brak) wydawała mi się szara, a spódnica i
marynarka jakaś ściuchana. Po dokonaniu kilkudziesięciu
przymiarek, w końcu ubrałam się w to co miałam na rozmowy
kwalifikacyjne - swój roboczy (o ironio) mundurek (owa ściuchana
marynarka, spódnica i koszula, która niby jest biała, a dziś nie
wygląda). Przywdziewając pogodny uśmiech wyszłam z mieszkania.