piątek, 16 sierpnia 2013

Jaaaaaaaaaaaaaa zadzwonili do mnie o rozmowę kwalifikacyjną do urzędu! "Państwowa posadka to niezła gratka" jak mawia Mania :D Po potwierdzeniu dnia oraz godziny i zakończeniu rozmowy zaczęłam skakać z radości jak opętana wyczyniając różne wygibasy przed lustrem. "I co niedowiarku" – mówiłam do swojego odbicia. - "Inni wiedzą, że jesteś dobra. No bo kogo zaprosili na rozmowę do urzędu, no kogo? Mnie. Mnie. MNIE :D MNIE :D Ha ha ha SUPER :D
O ile poranne wstawanie było dla mnie do tej pory wielkim wyczynem, tak dziś wstałam o świcie i poszłam biegać (zgodnie z założeniem robię tak od kilku dni). Chociaż w moim wykonaniu to raczej "szłobieg" z przewagą pierwszego członu, czyli spaceru. Ale faktycznie lepiej się czuję no i poznaję nowe, dotychczas nieznane okolice (bo nie wszędzie dowiezie autobus czy samochód, a nogi poniosą praktycznie gdzie chcemy). Później wzięłam pachnącą kąpiel i przez dwie godziny zastanawiałam się co na siebie włożyć. Nic nie odpowiadało do powagi miejsca. Przecież to MAGISTRAT! Musze się tam dobrze zaprezentować! Moja jedyna biała koszula (dawno nic nie kupowałam, bo kasy brak) wydawała mi się szara, a spódnica i marynarka jakaś ściuchana. Po dokonaniu kilkudziesięciu przymiarek, w końcu ubrałam się w to co miałam na rozmowy kwalifikacyjne - swój roboczy (o ironio) mundurek (owa ściuchana marynarka, spódnica i koszula, która niby jest biała, a dziś nie wygląda). Przywdziewając pogodny uśmiech wyszłam z mieszkania.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Zawsze lubiłam aktywny wypoczynek i sport. Żadna tam zemnie zawodniczka, ale wcześniej (za tęsknych czasów pracowniczych) wykupywałam karnety na różne aktywności: aqua aerobik, siłownia, zumba, yoga. Nawet miałam epizod w sporcie walki – chciałam nauczyć się samoobrony. Teraz kasy na takie szaleństwa nie ma. Ale obiecałam sobie, nie marudzić. Postanowiłam pobiegać (w końcu to za darmoszkę). Często mijam na chodniku czy nad morzem wytrwałych biegaczy nawet gdy deszczy kropi. Czemu więc nie ja? :) Plan: wstaję rano i startuję rozruszać, zastygłe od bezczynności, kości.

Oczywiście, nie jestem pierwsza do rannego wstawania, więc gdy budzik zadzwonił o godzinie 6 (w sieci pisali, że najlepiej biegać rano, bo później ma się siły i dobry humor na cały dzień) od razu go wyłączyłam i przekręciłam się na drugi bok. O godz. 8 obudziło mnie słoneczko wdzierające się przez okno. Zwlokłam się z łóżka i nim wyrzuty mnie dopadły wskoczyłam w dresy, trampki i wyszłam na dwór.

Oooo maaaaatkooooooo! Moja kondycja woła o pomstę do nieba. Po przebiegnięciu kawałka drogi (a jeszcze nie zdążyłam dotrzeć do parku, gdzie miałam zrobić dumne okrążenia) już miałam kolkę, zadyszkę, chciało mi się pić, a najbardziej zjeść jakiegoś batona oblanego obficie czekoladą...ale nie poddaję się. Przeszłam się do parku. Tam ogrom ludzi biegających, jeżdżących na rolkach, deskorolkach. Ja też ruszyłam pędem. Po kilku minutach przeszłam do spaceru, później znowu powolny trucht, aż znalazłam ławeczkę gdzie usiadłam. No cóż, do maratonu to ja się chyba nie nadaję :(

sobota, 10 sierpnia 2013

- Halo, Majka, to Ty? - ze snu wyrwał mnie dzwonek komórki, w której brzmiał pogodnie Łukasz. - Masz dziwny głos, chora jesteś?
- Niiieeee – odpowiedziałam zaspanym głosem, przeciągając się jednocześnie. Mój radio budzik wskazywał 8.30.
- He, he pewnie jeszcze śpisz. Ty to masz dobrze, móc tak się lenić. Chociaż nie wiem czy ja bym tak chciał. Wiesz, my ludzie pracy musimy rano wstawać, codziennie – oczy otworzyły mi się jak przysłowiowe „5 zł”; nie ma to jak „miła” pobudka kogoś życzliwego, kto przypomni w jakim beznadziejnym stanie jesteś. A śniło mi się coś miłego, ale od razu zapomniałam co to było.
- I możesz tak czas pracy marnować na prywatne telefony? - nie mogłam się powstrzymać od złośliwości. Zapadła chwilowa cisza wskazująca na to, że mój „serdeczny przyjaciel”zakłopotał się.
- Akurat jem śniadanie, ale mam mało czasu więc będę się streszczał. Słuchaj, fajny film grają w kinie. Może się wybierzemy naszą paczką. Wiesz, jak za dawnych dobrych czasów?
- Yyyy, hmmm...
- No tak, ty jeszcze śpisz, więc trudno z decyzją he, he, więc może popytaj i daj znać. Czekam na info. A teraz muszę wracać do pracy – w telefonie zabrzmiał charakterystyczny dźwięk odłożonej słuchawki, który przez dłuższą chwilę brzęczał w mojej głowie.

czwartek, 8 sierpnia 2013

HURAAAAAAAA zadzwonili do mnie. Mam rozmowę o pracę :D może to zasługa odmienionego CV? Muszę specjalne podziękowanie wysłać Poli. Ojej. Tak długo czekałam na ten dzień. A tyle czasu telefon milczał jak zaklęty. Już sprawdzałam czy baterie się nie zepsuły, albo cały aparat nie padł. Sprawdzałam na stronie www operatora czy nie ma jakiś zakłóceń czy przerw w dostawie usługi. Ale nic nie znalazłam. Aż nastał ten piękny dzień. Słońce od rana świeciło i zwiastowało coś miłego. W lewym uchu od rana mi dzwoniło. Jak wyświetlił mi się jakiś obcy numer to pomyślałam, że pewnie znowu dzwonią z banku, jak ostatnio:

- Pani Maju, mamy atrakcyjny kredyt...
- Nie dziękuję.
- A dlaczego pani odmawia? Jak nie wie pani na co go przeznaczyć to chętnie doradzimy. Klienci najczęściej biorą na remont mieszkania...
- Panie drogi, najpierw trzeba mieć mieszkanie, a aby je mieć to trzeba mieć pracę. A może jakaś rada jak spłacić kredyt bez pracy? Umorzycie mi zadłużenie?
- No cóż, dziękuję za rozmowę, jakby miała pani jakieś inne pytania...

sobota, 3 sierpnia 2013

To niesamowite co ludzka szafa potrafi w sobie zmieścić. Nie raz wydawało mi się, że nie mam co na siebie włożyć, a przeglądając dokładniej zawartość odnajduję niezłe skarby. Bluzki, spódniczki, spodenki dobrych marek (zakupione jeszcze za „pracowniczych” czasów), których ani razu na siebie nie włożyłam. W sklepie nie mogłam przejść obojętnie obok danej rzeczy, a w domu okazywało się, że nic z moich dotychczasowych ciuchów nie pasuje do kompletu więc odkładałam, aby poczekało na dobranie odpowiedniego fatałaszka czy dodatku. A że w międzyczasie kupowałam także inne rzeczy to o tym zapominałam i tak zaległo w szafie aż do dziś. Postanowiłam je sprzedać, tak jak radziła przyjaciółka.
- Maniu ratuj!
- O matko, co się stało – zapytała Mania, gdy usłyszała w telefonie mój piskliwy głos.
- Tak jak radziłaś, przejrzałam szafę i znalazłam sporo rzeczy (nawet zapomniałam o ich istnieniu). Ale mi się one podobają. Nie wiem, które mam wybrać do sprzedaży!
- Ha, ha kolekcjonerka!
- To nie jest śmieszne, może mi się przydadzą, zwłaszcza teraz, gdy nie mam pracy.
- A masz tam jakieś ubrania, których nie ubierałaś od pół roku?
- Są nawet takie, których nie ubrałam ani razu, a zakupiłam ponad rok temu.
- To wszystkie te rzeczy są do sprzedania.
- Ale mi żal się z nimi rozstawać!
- A z kolekcjonowania ciuchów masz jakiś zysk?
- yyy...no...nie...
- Więc masz odpowiedź. Jeśli czegoś nie założyłaś od pół roku, to nie oszukujmy się, nie ubierzesz już prawdopodobnie wcale. Ciuchy wychodzą z mody, nie ma sensu ich magazynować. Pakuj je i na targ. Jak coś sprzedaż to kupisz sobie fajniejszy ciuch. Ja sama kupuję bez mierzenia, a w domu okazuje się, że albo za małe, albo za duże. I uwierz mi, czekanie na schudnięcie lub przytycie do niczego nie prowadzi. Słuchaj rad zakupoholiczki – roześmiała się.
Popatrzyłam na zgromadzoną stertę i westchnęłam z żalem. Ale co zrobić, ekonomia nami rządzi.