Zawsze lubiłam aktywny wypoczynek i
sport. Żadna tam zemnie zawodniczka, ale wcześniej (za tęsknych
czasów pracowniczych) wykupywałam karnety na różne aktywności:
aqua aerobik, siłownia, zumba, yoga. Nawet miałam epizod w sporcie
walki – chciałam nauczyć się samoobrony. Teraz kasy na takie
szaleństwa nie ma. Ale obiecałam sobie, nie marudzić. Postanowiłam
pobiegać (w końcu to za darmoszkę). Często mijam na chodniku czy
nad morzem wytrwałych biegaczy nawet gdy deszczy kropi. Czemu więc
nie ja? :) Plan: wstaję rano i startuję rozruszać, zastygłe od
bezczynności, kości.
Oczywiście, nie jestem pierwsza do
rannego wstawania, więc gdy budzik zadzwonił o godzinie 6 (w sieci
pisali, że najlepiej biegać rano, bo później ma się siły i
dobry humor na cały dzień) od razu go wyłączyłam i przekręciłam
się na drugi bok. O godz. 8 obudziło mnie słoneczko wdzierające
się przez okno. Zwlokłam się z łóżka i nim wyrzuty mnie dopadły
wskoczyłam w dresy, trampki i wyszłam na dwór.
Oooo maaaaatkooooooo! Moja kondycja
woła o pomstę do nieba. Po przebiegnięciu kawałka drogi (a
jeszcze nie zdążyłam dotrzeć do parku, gdzie miałam zrobić
dumne okrążenia) już miałam kolkę, zadyszkę, chciało mi się
pić, a najbardziej zjeść jakiegoś batona oblanego obficie
czekoladą...ale nie poddaję się. Przeszłam się do parku. Tam
ogrom ludzi biegających, jeżdżących na rolkach, deskorolkach. Ja
też ruszyłam pędem. Po kilku minutach przeszłam do spaceru,
później znowu powolny trucht, aż znalazłam ławeczkę gdzie
usiadłam. No cóż, do maratonu to ja się chyba nie nadaję :(
Zaczęłam jednak obserwować ludzi.
Moją uwagę przykuła pewna staruszka, która robiła na szydełku
czapeczki na ławeczce obok. Co chwila ktoś podchodził i je
oglądał, a co niektórzy nawet kupowali. Moja ciekawość
zwyciężyła i też podeszłam.
- Dziś promocja za dwie sztuki.
- Dziękuję, są piękne, ale ja tutaj
biegam i nie mam ze sobą pieniędzy.
- To jak będzie pani jutro biegała to
zapraszam – rzekła staruszka ze szczerym uśmiechem i taką
dobrocią na twarzy oraz mądrością płynącą z oczu. Już
chciałam powiedzieć, że jutro mnie tu nie będzie. Już pewnie
nigdy, bo zakwasy po tym pierwszym razie mnie zaleją. - Niech pani
weźmie długą, gorącą kąpiel, aby mięśnie się nagrzały i
nasmaruje bolące miejsca octem. Pomoże na zakwasy.
Zamrugałam pośpiesznie i chyba
otworzyłam ze zdziwienia usta. Kobieta jednak nie przerwała
szydełkowania, ale nie patrząc na ręce uśmiechnęła się do mnie
życzliwie. - Często tutaj bywam, a pani jeszcze nie widziałam.
Albo pani tu nowa, albo dopiero zaczęła biegać.
- Dopiero zaczęłam, ale
maratończykiem nie będę. Jestem taka zmęczona, a nawet się
jeszcze nie nabiegałam.
- Spokojnie, nie od razu Rzym
zbudowano. Jak coś się chce to się osiąga...
- Łatwo powiedzieć, ale
rzeczywistość...
- Rzeczywistość daje nam różne
możliwości, a to my decydujemy czy z nich korzystamy. Widzi pani,
mogłabym teraz siedzieć w domu i narzekać jak mi źle. Męża
nieboszczyka już 10 lat nie ma ze mną. Z marnej emeryciny niewiele
zostaje. A szydełkować lubię. Gadać z ludźmi lubię. Świeże
powietrze lubię. Korzystam więc z tego i cieszę się z tego co
mam. Widzi pani jaki ładny dzień i ilu fajnych ludzi dookoła?
W tym momencie podeszła młoda para i
postanowiła kupić dwie czapeczki. Staruszka z wielkim uśmiechem
ich obsłużyła. Nie chciałam przeszkadzać więc podziękowałam
(za rozmowę i danie nadziei – o czym chyba kobieta nawet nie
zdawała sobie sprawy) i się pożegnałam.
Pobiegłam do domu z uśmiechem na
twarzy. No właśnie - ja muszę się zastanowić co też potrafię i
poszukać jakiś alternatyw, bo jak powiedziała pani -
„rzeczywistość daje nam różne możliwości, a to my decydujemy
czy z nich korzystamy”. A najprościej jest narzekać i czekać na
cuda. A ta pani? Jest tutaj, realizuje się mimo wieku i jest
zadowolona. Ja też tak chcę:) Oczywiście jutro też będę
biegała :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz