sobota, 10 sierpnia 2013

- Halo, Majka, to Ty? - ze snu wyrwał mnie dzwonek komórki, w której brzmiał pogodnie Łukasz. - Masz dziwny głos, chora jesteś?
- Niiieeee – odpowiedziałam zaspanym głosem, przeciągając się jednocześnie. Mój radio budzik wskazywał 8.30.
- He, he pewnie jeszcze śpisz. Ty to masz dobrze, móc tak się lenić. Chociaż nie wiem czy ja bym tak chciał. Wiesz, my ludzie pracy musimy rano wstawać, codziennie – oczy otworzyły mi się jak przysłowiowe „5 zł”; nie ma to jak „miła” pobudka kogoś życzliwego, kto przypomni w jakim beznadziejnym stanie jesteś. A śniło mi się coś miłego, ale od razu zapomniałam co to było.
- I możesz tak czas pracy marnować na prywatne telefony? - nie mogłam się powstrzymać od złośliwości. Zapadła chwilowa cisza wskazująca na to, że mój „serdeczny przyjaciel”zakłopotał się.
- Akurat jem śniadanie, ale mam mało czasu więc będę się streszczał. Słuchaj, fajny film grają w kinie. Może się wybierzemy naszą paczką. Wiesz, jak za dawnych dobrych czasów?
- Yyyy, hmmm...
- No tak, ty jeszcze śpisz, więc trudno z decyzją he, he, więc może popytaj i daj znać. Czekam na info. A teraz muszę wracać do pracy – w telefonie zabrzmiał charakterystyczny dźwięk odłożonej słuchawki, który przez dłuższą chwilę brzęczał w mojej głowie.

Wcześniej, za czasów „pracowniczych” chodziłam regularnie ze znajomymi do kina. Zdarzało się, że nawet co tydzień, dzięki czemu byłam na bieżąco z aktualnościami. Teraz nawet nie wiem co grają, bo i po co sprawdzać, skoro wydatek rzędu 25 zł na bilet zdaje się być kolosalnym wyczynem. Ale to nie wszystko. Po filmie szliśmy na pizze czy inne frykasy (mimo iż często na seans zamawialiśmy popcorn z colą), a później piwko, soki (jak kto wolał), a czasami lądowaliśmy w Sopocie na jakiejś imprezce. Koszty – aż strach sobie teraz wyliczać. Ale w końcu coś się od życia należało, skoro tak ciężko się w tygodniu pracowało. Tak tłumaczyliśmy się wtedy.
A co teraz mi się należy? Na bezrobociu? Żadnych rozrywek? Jedynie TV? A i kontakt z dawnymi, kinowymi znajomymi się ograniczył.
Przeważnie ja albo Mania organizowałyśmy wypad do kina (ustalenie grupy chętnych i dobór repertuaru, rezerwacja miejsc, zakup biletów, propozycje na „after”) więc zadzwoniłam do niej jako pierwszej, by zapytać co myśli o propozycji Łukasza. Wykonałam telefon po południu, gdyż ze złości po niemiłej porannej rozmowie przewróciłam się na drugi bok i postanowiłam korzystać z tej możliwości „lenienia się” jeszcze przez jakiś czas.

- A jaką on ma niby paczkę? To my organizowałyśmy grupę, a on przychodził na gotowe. Niech chociaż raz sam coś zorganizuje, a my wtedy będziemy grymasić jak on wcześniej, że miejsce nam nie pasuje, albo film, albo jakaś osoba w towarzystwie. Wiesz co, mam gdzieś taki wypad. Olej go.
- Trochę mi tęskno za kinem...-odparłam ponuro.
- Jak chcesz obejrzeć dobry film to zapraszam do mnie jutro. Dostałam od znajomych kilka nowości. Zaproszę Ankę z Bartkiem. Przygotuję coś do jedzenia. Kup sobie piwko w markecie, bo tańsze. Zrobimy sobie popcorn i będzie fajnie. Zobaczysz.

Kupienie piwka w markecie to zdecydowana oszczędność. Zamiast, w granicach 10 zł, które płaci się w lokalu za sztukę, wydałam 5 zł (zaszalałam - wzięłam dwa, a co tam:). Do tego kupiłam chipsy i paluszki. Jak dotarłam, to u Mani już była Ania z Barkiem. To nasi wspólni, dobrzy znajomi. Najpierw przygotowaliśmy jedzonko – spaghetti. Każdy z nas coś kroił, dzięki czemu przygotowanie dania poszło o wiele sprawniej (mimo iż nie jest to zbyt czasochłonna potrawa). Przy okazji gadaliśmy o tym co dzieje się u nas.
- Ostatnio uczestniczyłam w tygodniowym szkoleniu dofinansowanym z UE. Nic za to nie zapłaciłam, dostałam fajne materiały dydaktyczne i jakie pyszne posiłki były. Mówię wam dziewczyny, nic tylko się szkolić – zachwalała Ania. Problem w tym jednak, że ona podnosiła swoje kwalifikacje. A takich szkoleń, dla osób pracujących, jest sporo. Mimo iż nabrałam chęci na dalsza edukację, to posmutniałam od razu na ten fakt.
- Ale nie zawsze szkolenia są tylko dla osób pracujących. Wrzućcie sobie w sieć zapytanie o szkoleniach darmowych i poszukajcie. Dużo jest programów dla niepracujących właśnie. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie i co ważne, możliwość poznania nowych ludzi – zabrzmiała optymistycznie Anka, a mi od razu poprawił się humor. Zanotowałam sobie w głowie, że mam przegooglować taki wariant w domu.
- Mańka, a co u ciebie, bo ciężko, przyznam, się z tobą umówić ostatnio – zapytał Bartek.
- No wiesz, na bezrobociu, czasu jest jeszcze mniej ha ha – zażartowała.
- Przyznam, że ja więcej zrobię jak mam dużo pracy. Ostatnio miałam dzień wolny to nie wiedziałam co ze sobą zrobić – odparła Anka.
- Bo to tak jest, jak mamy zaplanowany czas to łatwiej i sprawniej idzie nam wykonywanie swoich obowiązków. Gorzej jak już samemu trzeba się zorganizować. Pracując najczęściej wykonujemy zlecone zadania, a ja teraz sama je sobie zlecam. A mam co robić. Przez ostatnie lata wiele rzeczy odkładałam na później i teraz nadrabiam zaległości. Tyle rzeczy chciałam kiedyś zrobić, przeczytać, a nie było na to czasu. Nie wiadomo co będzie jutro więc korzystam z czasu...chodźcie, coś wam pokażę.
Mania poprowadziła nas do drugiego pokoju. Na środku stała wielka sztaluga, a na niej niedokończony obraz, ale już przedstawiający piękny widok. Na ścianach wisiały trzy inne malunki, jeszcze niedokończone.
- O kurcze, ale to ładne – pierwszy odezwał się Bartas. Naprawdę, prace były piękne. Mania od zawsze przejawiała piękny talent artystyczny. A to co zobaczyliśmy było godne podziwu.
- No właśnie, zawsze odkładałam malowanie na „kiedyś tam”. Teraz sobie maluję. Kto wie, może z tego interes będzie.
- Jakbyś potrzebowała stronki do sklepu internetowego to ja chętnie ci ją postawię – dodał nadal urzeczony Bartek, który jest informatykiem.
- O widzicie! Ale co my tak będziemy o interesach gadali o suchym pysku i na głodniaka. Do kuchni marsz! - zarządziła pogodnie Mania.

Wieczór był naprawdę udany. Obejrzany film w domu wcale nie okazał się gorszy niż jak ogląda się go w kinie.
- Do kina możemy się wybrać w przyszłym miesiącu jak „kuroń” wpłynie. Pójdziemy na „środę z orange”, gdzie na jednym bilecie mogą wejść dwie osoby. Albo do Heliosa, gdzie we wtorki są tańsze bilety. Nie musimy wydawać fortuny by się dobrze bawić. Liczy się towarzystwo!
I to prawda. Dziś wydałam 10 zł, a nie tylko dobrze się bawiłam, ale i mam pomysły, które muszę szybko sprawdzić – szkolenia i swoje odkładane sprawy na później. Chyba trzeba je też zacząć nadrabiać:)
A następnym razem widzimy się na filmie u mnie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz