czwartek, 8 sierpnia 2013

HURAAAAAAAA zadzwonili do mnie. Mam rozmowę o pracę :D może to zasługa odmienionego CV? Muszę specjalne podziękowanie wysłać Poli. Ojej. Tak długo czekałam na ten dzień. A tyle czasu telefon milczał jak zaklęty. Już sprawdzałam czy baterie się nie zepsuły, albo cały aparat nie padł. Sprawdzałam na stronie www operatora czy nie ma jakiś zakłóceń czy przerw w dostawie usługi. Ale nic nie znalazłam. Aż nastał ten piękny dzień. Słońce od rana świeciło i zwiastowało coś miłego. W lewym uchu od rana mi dzwoniło. Jak wyświetlił mi się jakiś obcy numer to pomyślałam, że pewnie znowu dzwonią z banku, jak ostatnio:

- Pani Maju, mamy atrakcyjny kredyt...
- Nie dziękuję.
- A dlaczego pani odmawia? Jak nie wie pani na co go przeznaczyć to chętnie doradzimy. Klienci najczęściej biorą na remont mieszkania...
- Panie drogi, najpierw trzeba mieć mieszkanie, a aby je mieć to trzeba mieć pracę. A może jakaś rada jak spłacić kredyt bez pracy? Umorzycie mi zadłużenie?
- No cóż, dziękuję za rozmowę, jakby miała pani jakieś inne pytania...

Szykowałam się cały dzień na rozmowę. Nie wiedziałam co na siebie włożyć. Wszystko wydawało mi się nieodpowiednie. Masakra. W ostateczności zdecydowałam się na klasykę: biała bluzka, czarna spódnica.
Rozmowa była w fundacji, która – jak głosiła strona www, pomaga biednym dzieciom. Szukali asystentki. Mam doświadczenie na takim stanowisku. Co prawda było to kilka lat temu, ale przez ten czas nabyłam też inne umiejętności, które na pewno się przydadzą.


Byłam za wcześnie więc trochę poczekałam na ławce w pobliskim parczku. Budynek fundacji bardzo ładny. Lepszy nawet niż niektóre siedziby firm. Gdy zostało 5 minut do umówionej godziny weszłam do budynku. Niedaleko drzwi siedziała pani z bardzo niemrawą miną. Gdy z uśmiechem na twarzy oznajmiłam kim jestem i w jakim celu przybyłam pani podała mi kartkę, którą kazała wypełnić. Nie spojrzała nawet na mnie. Hmmmm. Na ławce siedziała inna dziewczyna, która wypełniała ankietę. Należało wpisać tutaj rózne dane: NIP, PESEL, datę urodzenia, nazwisko panieńskie matki, ilość rodzeństwa... brakowało chyba numeru buta.
- Na rozmowę na asystentkę? - zagadnęła mnie koleżanka obok.
- Tak. Ale co to za dziwna ankieta? Pierwszy raz każą mi wypełniać takie coś przed rozmową...
- W ogóle tu jakoś dziwnie. Szukają asystentki, a jedyną jaka tu pracuje jest ta pani co dała nam ankiety. Ona nic nie wie, aby szukali kogoś do pracy, a tym bardziej na jej miejsce...
Popatrzyłyśmy na panią asystentkę, która siłowała się z szafą. Jak na złość się zacięła. W tym samym momencie poproszono koleżankę obok na rozmowę. Trwała 10 minut. Koleżanka z hukiem wyskoczyła z pokoju, ale jak mnie zobaczyła to tylko się uśmiechnęła i czym prędzej poszła do drzwi wejściowych. Co tu się dzieje?


Zaraz miałam się dowiedzieć, bo właśnie mnie wezwali. W pokoju siedział szczupły pan w jasnym garniturze. Na mój widok „przywdział” hollywoodzki smile. Nikt nie wstał, ale może i nie powinnam tego oczekiwać? Za panem, w tle siedziała pani. Po szybkiej prezentacji okazało się, że to pan prezes i pani dyrektor.
- Czym się pani zajmuje? - zapytał mężczyzna (???? nie widzieli mojego CV?).
- Właśnie szukam pracy.
- Ma pani jakieś doświadczenie w biurze? - zapytała kobieta (naprawdę nie widzieli mojego CV?).
Opowiedziałam o swojej dotychczasowej karierze, z pracą biurową włącznie.
- Przyniosła pani swoje oryginalne świadectwa pracy tak jak kazaliśmy? (a to był jakiś przymus?).
- Tak, proszę – podałam dokumenty w wyciągniętą rękę kobiety.
- Jak długo pracowała pani w biurze? - kontynuowała kobieta patrząc w dokumenty.
- Samej pracy biurowej, łącznie będzie z około 3 lata...
- Nie wydaje mi się. Ja tu widzę 2 lata i 9 miesięcy... (ale, że niby co, skłamałam właśnie?).
- Z czego się pani utrzymuje – zagaił mężczyzna.
- Słucham?
- Dorabia pani gdzieś? - patrzyłam na obojga jak na jakiś dziwolągów.
- Polacy kombinują jak mogą – skwitowała kobieta patrząc dalej w moje dokumenty. 
Miałam wrażenie, że moja buzia robi coraz większe "oooooo".
- Ma pani kogoś?
- Nie rozumiem, co ma to pytanie wspólnego...
- Może ktoś panią utrzymuje...
- To pytanie chyba nie jest na miejscu!
- Musimy poznać kandydata jak najlepiej. To poważne stanowisko. Na razie dziękujemy. Zadzwonimy. Proszę dać te dokumenty do skserowania. Do widzenia. (??????????????????????)
- A ta ankieta, którą wypełniałam?
Kobieta przewróciła oczami.
- Zostaje w archiwum. Potrzebna jest do rekrutacji. Po zakończeniu całego procesu reszta dokumentów jest niszczona. Takie oczywiste rzeczy powinna pani wiedzieć (wezwano następna kandydatkę, która już zaczęła wchodzić do pokoju).
Miałam wrażenie, że mnie strzela jakiś piorun. Na odchodne odparowałam.
- Sama pani powiedziała, że Polacy kombinują jak mogą. Skąd mogę wiedzieć, co państwo zrobią z tymi dokumentami – kobieta spojrzała na mnie i zamrugała.
- Niech nas pani nie posądza o machloje.
- Każdy mierzy swoją miarą! – wyszłam i trzasnęłam drzwiami.

Tyle czekałam na rozmowę. Na niej zawsze się jakoś obroniłam. Dziś nie wiem co to było. Fundacja? Pomagają? Ciekawe komu??!!!!!!!!!!!!!!


Każdą złotówkę oglądam kilka razy nim ją wydam. Dziś bez mrugnięcia okiem kupiłam piwo, aby zagłuszyć ten niesmak po panu prezesie i pani dyrektor. Czy tylko mi się coś takiego zdarzyło? Czy to dziś norma, że tak cię traktują? Masakra!

2 komentarze:

  1. Świetny blog, ciekawie pisany, pełen optymizmu. Mój chłopak też nie ma pracy, za to ma 30 lat i depresyjną naturę, a ja dołuję się razem z nim.
    A te notki podnoszą na duchu, pokazują, że można żyć pozytywnie, zamiast się frustrować brakiem pracy i pieniędzy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu dziękuję za ten wpis - motywuje mnie to do opowiadania dalej :) pozdrawiam i trzymam za Ws kciuki:) Wszystko będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń