Dawniej urodziny były po
prostu okazją do świętowania. Zapraszało się przyjaciół i w
miłym gronie celebrowało się te, jak się wtedy zdawało, ważne
wydarzenie. Z biegiem lat, gdy świadomość rosnącej metryki była
coraz silniejsza to urodziny nie są już tylko imprezą. To dzień,
w którym podsumowuje się dotychczasowe dokonania. Robi bilans
zysków i strat. W zależności od wyników wyznacza kolejne cele i
angażuje, bądź nie, w ich realizację.
Chciałam swoje 32
urodziny uczcić radośnie w gronie przyjaciół. Na bezrobociu, gdy
pieniędzy coraz mniej, moje rozumowanie przyjaciela przeszło
metamorfozę. Okazało się, że gdy funduszy mało, spotkania w
lokalu (restauracje, knajpy, klubu itd.) trzeba ograniczyć do zera
to tych (jak się teraz okazuje) „niby” przyjaciół ubyło.
Pomocni byli – tak - ale gdy twój standard życia był na ich
poziomie. Teraz stałam się jawnym zagrożeniem. Kimś kto mógłby
potrzebować pożyczki, wsparcia. Nikogo jeszcze nie prosiłam o taką
pomoc. Radzę sobie. Moją zasadą jest nie pożyczanie pieniędzy od
nikogo. Jednak oni sądzą inaczej i wolą zawczasu ograniczyć
kontakty ze mną. Poczułam się jak taki biedak na ulicy, przed
którym odwraca się wzrok, sądząc że w ten sposób staniemy się
niewidzialni, a ten biedny nie zawoła do nas o jałmużnę. Ale ja
nie proszę o nią!
Jednak dziś wiem kto jest
moim przyjacielem. To wspaniali ludzie, w których oczach nie
zmieniłam się wraz ze statusem majątkowym. To oni mnie podtrzymują
na duchu, wspierają. Dzwonią i mówią: - Majka, głowa do góry!
Nie załamuj się! Wysyłaj CV. Robota gdzieś czeka na Ciebie! Weź
się w garść.
Właśnie! I dziś w moje
urodziny postanawiam, że biorę się w garść. Nie wyszło do tej
pory – trudno. Może coś nie tak zrobiłam. Przeanalizuję
wszystko i podbiję swój nowy rok w życiu:)
Już jeden sukces chyba
mam, chociaż zdarzył się w sobotę. Chciałam uczcić swoje
urodziny. W gronie tych wspaniałych przyjaciół, których mam.
Chciałam im w ten sposób podziękować za to, że wytrzymali ze mną
kolejny rok. Ale właśnie – nie było kasy. Dostałam radę: -
zrób imprezę, a goście niech przyniosą alkohol w ramach prezentu,
który się spożytkuje.
Mi jednak taka opcja nie
odpowiadała. To ja chcę ugościć towarzystwo, a nie wymuszać na
nich zakupy. Wymyśliłam jednak inną opcję. Na dworze upał.
Siedzenie w domu bywa męczące w taką duchotę. Zaprosiłam więc
wszystkich... na plażę. Pożyczyłam dwie lodówki przenośne, w
które zapakowałam piwko (trafiłam na promocję i zaopatrzyłam
każdego). Zrobiłam koreczki warzywne (dary od rodziców z
przydomowego ogródka), chipsy, paluszki, owoce.
Rozłożyłam koce. Były
lotki, piłka siatkowa, frisbee. Przyszło 10 osób. Naśmiałam się
do rozpuku. Było cudownie i dziś nawet na samą myśl banana mam na
twarzy. Dziękuję Kochani, że jesteście ze mną. Wierzę, że z
Wami kolejny mój rok będzie fajny :)
Dedykuję Wam Kochani piosenkę DODY: "Dziękuję"
"Dziękuję Wam za to, że nie boję się życia,
Nie boję się,
Z wami dolecę do gwiazd, pokonam strach,
Bez was ciemno jest.
Oni, oni są,
Oni, oni to moi przyjaciele".
Nie boję się,
Z wami dolecę do gwiazd, pokonam strach,
Bez was ciemno jest.
Oni, oni są,
Oni, oni to moi przyjaciele".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz