poniedziałek, 22 lipca 2013

Dawniej urodziny były po prostu okazją do świętowania. Zapraszało się przyjaciół i w miłym gronie celebrowało się te, jak się wtedy zdawało, ważne wydarzenie. Z biegiem lat, gdy świadomość rosnącej metryki była coraz silniejsza to urodziny nie są już tylko imprezą. To dzień, w którym podsumowuje się dotychczasowe dokonania. Robi bilans zysków i strat. W zależności od wyników wyznacza kolejne cele i angażuje, bądź nie, w ich realizację.

Chciałam swoje 32 urodziny uczcić radośnie w gronie przyjaciół. Na bezrobociu, gdy pieniędzy coraz mniej, moje rozumowanie przyjaciela przeszło metamorfozę. Okazało się, że gdy funduszy mało, spotkania w lokalu (restauracje, knajpy, klubu itd.) trzeba ograniczyć do zera to tych (jak się teraz okazuje) „niby” przyjaciół ubyło. Pomocni byli – tak - ale gdy twój standard życia był na ich poziomie. Teraz stałam się jawnym zagrożeniem. Kimś kto mógłby potrzebować pożyczki, wsparcia. Nikogo jeszcze nie prosiłam o taką pomoc. Radzę sobie. Moją zasadą jest nie pożyczanie pieniędzy od nikogo. Jednak oni sądzą inaczej i wolą zawczasu ograniczyć kontakty ze mną. Poczułam się jak taki biedak na ulicy, przed którym odwraca się wzrok, sądząc że w ten sposób staniemy się niewidzialni, a ten biedny nie zawoła do nas o jałmużnę. Ale ja nie proszę o nią!

Jednak dziś wiem kto jest moim przyjacielem. To wspaniali ludzie, w których oczach nie zmieniłam się wraz ze statusem majątkowym. To oni mnie podtrzymują na duchu, wspierają. Dzwonią i mówią: - Majka, głowa do góry! Nie załamuj się! Wysyłaj CV. Robota gdzieś czeka na Ciebie! Weź się w garść.

Właśnie! I dziś w moje urodziny postanawiam, że biorę się w garść. Nie wyszło do tej pory – trudno. Może coś nie tak zrobiłam. Przeanalizuję wszystko i podbiję swój nowy rok w życiu:)

Już jeden sukces chyba mam, chociaż zdarzył się w sobotę. Chciałam uczcić swoje urodziny. W gronie tych wspaniałych przyjaciół, których mam. Chciałam im w ten sposób podziękować za to, że wytrzymali ze mną kolejny rok. Ale właśnie – nie było kasy. Dostałam radę: - zrób imprezę, a goście niech przyniosą alkohol w ramach prezentu, który się spożytkuje.
Mi jednak taka opcja nie odpowiadała. To ja chcę ugościć towarzystwo, a nie wymuszać na nich zakupy. Wymyśliłam jednak inną opcję. Na dworze upał. Siedzenie w domu bywa męczące w taką duchotę. Zaprosiłam więc wszystkich... na plażę. Pożyczyłam dwie lodówki przenośne, w które zapakowałam piwko (trafiłam na promocję i zaopatrzyłam każdego). Zrobiłam koreczki warzywne (dary od rodziców z przydomowego ogródka), chipsy, paluszki, owoce.



Rozłożyłam koce. Były lotki, piłka siatkowa, frisbee. Przyszło 10 osób. Naśmiałam się do rozpuku. Było cudownie i dziś nawet na samą myśl banana mam na twarzy. Dziękuję Kochani, że jesteście ze mną. Wierzę, że z Wami kolejny mój rok będzie fajny :) 

Dedykuję Wam Kochani piosenkę DODY: "Dziękuję"
"Dziękuję Wam za to, że nie boję się życia,
Nie boję się,
Z wami dolecę do gwiazd, pokonam strach,
Bez was ciemno jest.

Oni, oni są,

Oni, oni to moi przyjaciele".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz